Podania historyczne
Obserwacje paleontologiczne wskazują, że nim foka szara stała się najpowszechniejszą z naszych fok, w rejonie Zatoki Puckiej występowała foka grenlandzka (Phoca groenlandica), która, po ostatnim zlodowaceniu wraz z ocieplaniem się klimatu w tej części Europy wycofała się z Bałtyku. W wyniku wykopalisk archeologicznych prowadzonych w jednej z puckich wsi (Rzucewo) odkryto duże ilości nagromadzonych szczątków kostnych tych zwierząt. Profesor Lubicz-Niezabitowski wykazał, ze foki tego polarnego dziś gatunku były głównym przedmiotem polowań neolitycznych osadników znad naszej rzeki.
W czasach nam bliższych fokę grenlandzką zastąpiła foka szara. Profesor A. Roplewski podaje za niemieckim badaczem Benecke, iż według pierwszego wykonanego w 1881 roku oszacowania w rejonie Pomorza Gdańskiego i Prus Wschodnich żyło około 1000 osobników tego gatunku.
Wówczas tak licznie występujące zwierzęta traktowano jak szkodniki, niszczące sieci i konkurujące o ryby z lokalnym rybołówstwem. W rejonie zatoki Gdańskiej na foki polowano powszechnie. W latach 1912-1919 w akwenie tym zabito 520 sztuk. Ich zabicie, podobnie jak zabicie morświna – jedynego Bałtyckiego gatunku waleni – było premiowane pieniężnie. Morski Urząd Rybacki płacił za fokę premię w wysokości 5 zł. Jako dowód, zgłaszający musiał dostarczyć szczękę zwierzęcia. Były to ostatnie polowania na foki w tym regionie. Po II wojnie światowej zwierzęta te zniknęły z naszych wód.
Grith Carl w pracy „Historia i opisanie Półwyspu Helskiego” z 1891 roku pisze: Szczególnej wzmianki wymagają jeszcze foki, które szczególnie w ostatnim czasie znowu w dużych ilościach prowadzą swoje rabunkowe dzieło i wyrządzają dużo szkody rybakom. Mają one swoje ulubione miejsca, na których się wygrzewają do słońca i tak szczególnie chętnie odwiedzają najbardziej zewnętrzny cypel Helu, dalej również na poziomie Kuźnicy, na Zatoce Puckiej i ciągnącej się ławicy aż do Rewy. Także chętnie widzą sterczące z wody kamienie. Tak sobie ulubiły duży blok przy Kuźnicy, że został on wydzierżawiony jako teren polowania i obecnie zezwolenie w związku z tym kosztuje 30 talarów.
A sposób ich chwytania w 1883 roku opisywał w „Obrazkach rybackich z półwyspu Helskiego” ks. Hieronim Gołębiewski: „Chałupianie i Kusfeldczanie zimową porą, kiedy właściwy wik [wewnętrzna część zat. Puckiej] się dostatecznie już pokrył lodem, łowią okonie, płotki i szczupaki nieraz w wielkiej ilości. Ale jest to zarobek bardzo uciążliwy, i niejeden już sobie przy tem przez zaziębienie choróbska i rychłej [szproty], wtenczas nie brak też morskich cieląc [fok] tutaj zielintami zwanych, (…) które gromadami za breitlingami, żerem swoim płyną. Połów na zielinty jest szczególniejszy. Lubią one wchodzić na krawędzie lodu i tam się wylegiwać; ale są bardzo czujne i lękliwe, więc niech gdzie łoskot powstanie, to, buch!, we wodę. Tuż przy tym lodzie rybacy za dnia stawiają do wody długie sieciowe ściany z mocnemi sidłami. Zielinty przestraszone uciekają ślepo z lodu i nie zważając na siecie w nich się plątają, a nie mogąc potem wyjść na wierzch wody dla nabrania świeżego powietrza, w sieciach się duszą, poczem nazajutrz rybacy do domu je zabierają. (…) Mięso zielintowe, jako też kaczki morskie, podług ogólnego zwyczaju uważa się za potrawę postną. Tłuszcz zaś zielintowy wytapiają i roznoszą jako tran po dworach, plebaniach i zagrodach krajowych(…)”
Polowania na foki
Zabicie foki nie było sprawą prostą. Oczywiście była broń palna, którą bez trudu można było trafić w tak duży cel, ale ugodzone pociskiem zwierzę prawie natychmiast tonęło, a wraz z nim cenny surowiec w postaci mięsa, skóry i tłuszczu, a także premia pieniężna. Tylko nieliczni, specjalizujący się w takich polowaniach myśliwi potrafili strzelać tak umiejętnie, że uderzający pocisk nie przewracał fok na grzbiet, co powodowało ujście powietrza z płuc i zatonięcie. Rybacy najczęściej chwytali foki, które zaplątywały się w zastawiane na ryby sieci lub w pościgu za jedzeniem dostawały się w obręb dużego niewodu. Stosunkowo łatwo można było upolować je na brzegu w czasie linienia. W okresie tym foki sprawiają wrażenie chorych: są ociężałe, grzeją się na słońcu i niechętnie wchodzą do wody. Doświadczony myśliwy potrafił to osłabienie wykorzystać, podchodząc dyskretnie do leżącego zwierzęcia od strony zawietrznej i odcinając jednocześnie możliwość jego ucieczki do wody. Następnie zabijał fokę za pomocą silnego uderzenia pałką w nos lub wbijając w nią specjalne narzędzie kolne nazywane przez rybaków „beką”. „Beka” stosowana była także do takich polowań w okresie zimowym, gdy przybrzeżne wody zamarzały. Polujący starał się wówczas zahaczyć nią zwierzę wychylające się z otworu w lodzie celem zaczerpnięcia powietrza. Na wybrzeżu zachodniopomorskim podejmowane były również próby zabijania fok za pomocą zatrutego pokarmu. Nie przyniosły one spodziewanych rezultatów, gdyż zwierzęta te są zbyt wybredne i rzadko sięgały po martwą, zatrutą rybę, mając obok obfitość żywego pożywienia. Podejmowane były też próby ze specjalnymi żakami sporządzanymi z drutu stalowego, pomalowanego na kolor odpowiadający sieciom rybackim, do których wpuszczano jako przynętę żywe ryby. Pułapki takie były nawet skuteczne, ale ich koszt był na tyle znaczny, że szybko zaniechano ich masowego wytwarzania.
Skuteczne i stosunkowo tanie narzędzie zostało skonstruowane i opatentowane przez kaszubskiego rybaka Pawła Budzisza z Kuźnicy. Była to słynna „klatka na foki” wykonana z umiejętnie połączonych sieci szprotowych i jesiotrowych, której skuteczność okazała się zabójcza. Zachowany egzemplarz zelintowej klutki prezentowany jest w stałej ekspozycji helskiego Muzeum Rybołówstwa. Ustawiano ją na dnie na głębokości 30-40 m. Wysokość sieci wynosiła 4 m. Na obu końcach mancy doczepiane były po dwa skrzydła, po każdej stronie mancy jedno, sporządzone z mocnej sieci jesiotrowej o średnicy oczek 20 cm. Skrzydła te ustawione były pod pewnym kątem w stosunku do mancy. Foka, płynąc wzdłuż sieci w poszukiwaniu ryb, docierała do końca i tam musiała zawracać. W trakcie tego zaplątywała się i zostawała w sieci uduszona. Oczywiście cała sieć ulegała w wielu wypadkach zniszczeniu przez podarcie. Zwykle nie łowiono w nią więcej jak dwie foki na raz. W 1914 roku, 2 stycznia, złapano w tego rodzaju sieć 14 fok. W ciągu całego tego roku złapano około 70 sztuk. Podana mapka obrazuje teren, na którym zastawiane były w 1914 roku sieci pomysłu Budzisza.
Akwen w rejonie Helu, gdzie w roku 1914 łapano foki za pomocą sieci Budzisza
(na podstawie “Ssaki Bałtyku” Ropelewski, 1952).
W tym samym roku obserwowano stada fok złożone z 30-40 osobników. Śmiało można stwierdzić, że wynalazek Pawła Budzisza przyczynił się do znacznego przetrzebienia fok na naszym wybrzeżu.